czwartek, 26 listopada 2015

Trzecia noga

- Przyszły wyniki badań państwa syna.
- Czy wszystko w porządku?
- Tak, większość wykresów wskazuje na to, że dziecko będzie się rozwijać prawidłowo, będzie trzeba jednak dołożyć specjalnych starań jeśli chodzi o edukację. - lekarz wyświetlił obraz mózgu dziecka, podświetlając niektóre obszary na czerwono. - To, co państwo widzą, to część kory mózgowej odpowiedzialnej za orientację seksualną. - wbił długopis w przeźroczysty płat - ten fragment jest wyjątkowo wyraźnie powiększony...
- Co to oznacza? - ojciec zmarszczył brwi. 
- Państwa syn może mieć skłonności pedofilskie. Oczywiście to nie jest pewne! - lekarz pospieszył z tłumaczeniem, gdy kobieta oderwała wzrok od niemowlaka leżącego w jej ramionach i zasłoniła usta ręką. - Przy odpowiedniej edukacji i kontroli dziecka najpewniej wyrośnie na porządną osobę, może co najwyżej ze skłonnością do nieco młodszych partnerek. Proszę się nie martwić na zapas, dane zostaną wpisane do systemu, gdy chłopiec podrośnie i pójdzie do szkoły, będzie czekał na niego odpowiedni rozkład zajęć, wliczając zwiększone zapotrzebowanie na wychowanie fizyczne - lekarz nacisnął przycisk, który sprawił, że obraz podświetlił się w pewnych miejscach na zielono, w innych na niebiesko - te obszary sugerują, że państwa syn będzie czuł się lepiej w zajęciach siłowych, nieco gorzej w umysłowych. Proponowany zawód... - poszukał odpowiedniej strony w aktach - Żołnierz, ze wskazaniem na marynarkę wojenną.
W pomieszczeniu nastała cisza. Kobieta przytuliła do siebie dziecko, jakby bała się, że je odbiorą. Mężczyzna kiwał głową w zamyśleniu. 
- To chyba nie tak źle? - wydusił z siebie po chwili. 
- Tak, proponuję od samego początku przyzwyczajać do zabaw fizycznych, może z odrobiną gier strategicznych, żeby zwiększyć szansę na awans. 
- Czy są jakieś inne opcje? - zapytała cicho matka.
- W jakim sensie? - lekarz spojrzał na nią ze zdziwieniem. 
- Inne ścieżki kariery.
- Ach, cóż, przedstawiłem państwu wynik o najwyższej procentowo możliwości powodzenia. Wszystkie pozostałe nie przekraczają standardowych 60%, które zobowiązywały by mnie do przedstawienia ich państwu. Jeśli jednak życzy sobie pani... - znów zaczął szperać w papierach - Tak więc następny w kolejności był... inżynier budowlany. Pierwsza opcja, przy swoich 83%, wydaje się być jednak najlepsza.
Kobieta patrzyła na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy. Lekarz chrząknął.
- Jeśli życzą sobie państwo przemyśleć sprawę, wrócę za 10 minut...
Ojciec dziecka kiwnął głową, widząc strapioną minę kobiety. 

Gdy doktor wrócił, matka stała pod oknem, wpatrując się w coś na zewnątrz, natomiast mężczyzna opierał lewą rękę o kołyskę, w której leżał niczego nie świadomy obiekt dyskusji.
- A więc uznaliśmy, że posłuchamy pana rady. 
- Dobrze. Tutaj są papiery, do podpisania przez oboje rodziców, i myślę, że to wszystko, są państwo wolni. 
Po złożeniu sygnatur lekarz wziął dokumenty, uśmiechnął się i położył rękę na klamce by wyjść.
- Panie doktorze - głos kobiety był ledwo słyszalny - czy mogłabym się tylko jeszcze dowiedzieć, ile procent miał inżynier?
- Tak. Jeśli dobrze pamiętam to było 58%.
- Dziękuję.





sobota, 7 listopada 2015

Ślimacze historie

Srebrzyste ślady znaczyły każdą ciemną nawierzchnię pomieszczenia kuchennego. Tą jasną w sumie też, tylko że ona błyszczała się i bez tego.
"Gniotek, jesteś pewien, że to dobry pomysł?"
"A masz jakiś inny? Znam ich zwyczaje, nie zorientują się. Na wiosenne mrozy mnie tu Franek przyprowadził, mam wszystko obcykane."
"Właściwie, to gdzie on teraz pełza? Widziałeś go jakoś ostatnio?"
"Nie, wiesz, mieliśmy sprzeczkę. Nie mógł się zdecydować jaką płeć wybrać, więc z dwojga złego wolałem rozmnażać się sam."
"Aaa... ty, popatrz, gnijące dynie! Rajuśku..."
Henryk podekscytowany ruszył sprężyście w kierunku wielkich pomarańczowych kształtów. Gniotek uznał, że da się młodszemu towarzyszowi wyszaleć, a sam postanowił poprzeglądać okruszki pod kuchenną szafką. Nagle zdał sobie sprawę, że nic nie widzi. Ruszył przed siebie najszybciej jak potrafił, świadomy, że oślepiło go słońce. Ale przecież jest środek nocy! Wyczuł silne drganie podłogi. Było coraz mocniejsze, i gdy w końcu jego oczoczułki znalazły się w cieniu odkrył, że niezidentyfikowany gigant minął go zaledwie o parę cali. Nie kojarzył go, a przecież bywał tu bardzo często. To był jego rewir, każdy mógł to wyczytać z jego linii śluzowej. Wytrzeszczył czułki w poszukiwaniu Henryka, ale dynie stały w półmroku, całe pół pomieszczenia stąd. Po chwili uspokoił się - giganty nie widzą w ciemności, więc jest tam bezpieczny. Dudnienie powróciło po jakimś czasie. Gniotkowe ciało zadrżało od powietrznych wibracji, które przypłynęły skądś wysoko nad ziemią. Po chwili światło zgasło. Gigant odszedł.
Henryk wręcz przypłynął na swoim śluzie.
"Co to było? Niesamowite uczucie! Ale czy nadal jesteś pewien, że powinniśmy tu zostać?"
"Taak, nie bój żaby. Po prostu nie wychylajmy się za bardzo, a wszystko będzie w porządku"
"Żab to ja się akurat boję..."

Kolejnej nocy czuli się już jak u siebie w domu. Gniotek powoli zaczynał robić zapasy zimowe, szukał też idealnego miejsca do spania, ale wszędzie coś mu przeszkadzało. Tam wiało, tu było za dużo przestrzeni, a jeszcze gdzie indziej za mała wilgoć. Henryk natomiast nie mógł się pogodzić z faktem, że dynie zniknęły.
"Myślisz, że przyniosą nowe? Tylko, że pewnie nie będą takie pyszne. Ta nutka pleśni nadawała im zupełnie nowy smak." 
Pełzał cały rozmarzony, nie zwracając uwagi na dobrobyt okruszkowy dookoła. Gniotek w końcu nie wytrzymał:
"Patrz, gdzie łazisz, nie wiesz, że krzyżowanie śluzu przynosi pecha?"
"Nie chcesz ze mną krzyżować śluzu?"
"Och, chcę, ale nie teraz. Wiesz, że nie o to mi chodziło. Teraz musimy się przygotować do zimy!"
"Jesteś strasznie poważny! Do zimy jeszcze dużo czasu."
Zaczął pełznąć w kierunku Gniotka. Ten w desperacji wślizgnął się na drewnianą framugę i w tym momencie znów poczuł, że ślepnie. Jego ciało zaczęło drgać, ale na szczęście śluz trzymał mocno.
"Aaaa, co ze mną robisz! Ty potworze! Ratunkuuu...." 
Głos Henryka powoli zanikał w głowie Gniotka. Po chwili otoczyła go dziwna materia. Zaczął wypuszczać zwiększoną ilość mazi, ale wszystko na marne - materia była śluzochłonna. Poczuł, jak jego ciało odrywa się od framugi,a wiatr łaskocze go w podeszwę. Zdążył jeszcze pomyśleć, że powinien był posłuchać Franka i znaleźć sobie inną miejscówkę, gdy wir wody pochłonął jego drobne ciałko i wciągnął w niekończącą się ciemność.

Based on a true story :P

sobota, 10 października 2015

Metafizyczny kloszard

Po tej całej rozmowie zdała sobie sprawę, że nie ma znaczenia, ile w życiu przeszła. Była tylko osobą, która przez zamknięte na klucz drzwi próbuje przekonać kogoś by nie strzelał sobie w łeb, i na dodatek nikt jej za to nie płacił. Jedyne, czego tym wszystkim ludziom było potrzeba, to czas.
Może powinna zostać psychologiem? Dać zamknąć się w ramy zawodowe, narzucić blokady uczuciowe, do cholery, jakby jeszcze ich nie używała.
Wpatrywała się w klamkę. Po chwili zrozumiała, że klamka należy do jej własnych drzwi, i że to ona jest zamknięta w pokoju. Otwarła drzwi. Na korytarzu nie było nikogo. Tylko z zewnątrz jakieś głosy w nieznanym jej języku mówiły coś pewnie mało ważnego. Zamknęła. Piętro wyżej ktoś chodził intensywnie po pokoju, może nawet przesuwał meble. Usiadła na łóżku. Piekły ją oczy. Zaczęła w głowie powtarzać to, co powiedziała, analizować, czy nie zrobiła gdzieś błędu, który mógłby się skończyć tragicznie. Przebierając się w piżamę wiedziała już, że to będzie bezsenna noc. Niby to nie jej sprawa. Tylko gonitwa myśli uświadamiała jej, że jednak się przejęła. Nawet, jeśli te myśli były zupełnie nie na temat. Kto o zdrowych zmysłach zostaje psychologiem?

"Nie jesteś mi już potrzebny"
Kazała mu się spakować i wyprowadzić się, zanim wróci. Rozglądał się w oszołomieniu po mieszkaniu. To ostatnie zdanie odbijało się jeszcze od szyby, próbując wylecieć przez zamknięte okno. W pierwszym odruchu próbował nawet trzeźwo myśleć, wyciągnął z szafy walizkę i plecak. Do tej pory leżały na środku sypialni, częściowo zarzucone ciuchami.
Nie palił. Ona miała wszędzie pochowane papierosy, choć nigdy nie paliła w mieszkaniu. Wpatrywał się teraz w w połowie napoczętą paczkę, którą znalazł w szafce nad umywalką przeglądając kosmetyki.
- Czy w tym domu są gdzieś zapałki?
Myśl, wypowiedziana na głos, zmieszała się zaraz ze wspomnieniem niedawnej nocy, gdy sprawił jej przyjemność, i był pewien jej szczęścia. Przytuliła go wtedy wyjątkowo mocno. Gdy po jakimś czasie coś go obudziło, miał wrażenie, że bezgłośnie płacze. Ale rano nie był już pewien, czy to nie był sen. Uśmiechała się do niego, więc po co psuć nastrój? Teraz, oczywiście, uważał, że powinien był spytać. Nawet wtedy, w nocy. To pewnie tu popełnił błąd. Albo wtedy, gdy narzekał na jej nałóg i przez pół miasta szli milcząc. Albo...
W szufladzie w kuchni znalazł zapalniczkę i kolejne papierosy. Zapalił, wciągnął dym jak powietrze, przypominając sobie szkolne czasy, gdy z kumplami popalali kupione na sztuki w kiosku fajki, chowając się za salą gimnastyczną. Popiół spadł na podłogę, i w pierwszym odruchu schylił się po zmiotkę. W połowie drogi zdał sobie sprawę, że to już nie jego mieszkanie.

- Jak to, wyprowadzają się? Gdzie ja o tej porze roku znajdę lokatorów? Czy ci ludzie nie mają żadnego szacunku dla umów? Tak, zaraz znajdę. - rozłączyła się i położyła trzęsącą się ręką komórkę na biurku. Co jak co, ale lata praktyki nauczyły ją, że nie opłaca się niszczyć telefonu przez jakichś idiotów. - Chyba ich, kurwa, pojebało!
Sięgnęła po kawę, upiła łyk i odłożyła na miejsce nic nie rozlewając. Zaczęła szperać w stercie papierów, była pewna, że umowa leży gdzieś na wierzchu, ledwo dwa miesiące temu ją podpisywali i jeszcze nie zdążyła tego włożyć do teczki. Po chwili zdała sobie sprawę, że praktycznie leży na filiżance.
- Cholera jasna!
Wyprostowała się, ale to tylko pogorszyło sprawę. Przeklinając chwyciła naczynie, w którym zostały już tylko fusy i pobiegła po ręcznik papierowy. Gdy wróciła, kawa ściekała na dywan.
Opanowanie sytuacji zajęło jej jakieś dziesięć minut. w międzyczasie dostała jednego smsa i miała dwa nieodebrane połączenia. I znalazła umowę. W połowie mokrą, jak zresztą większość papierów ze sterty.
Chrząknęła. Oddzwoniła.
- Tak, dzwonił pan, proszę wybaczyć, miałam mały wypadek... nie nie, tylko kawa... tak znalazłam - spojrzała na papier, z którego ciemny napój skapywał na stertę ręczników. Przechyliła głowę, próbując z niego odczytać odpowiednią informację - Tak, zdaje się, że jedyną konsekwencją będzie brak zwrotu kaucji... kto to pisał? Proszę pana, wszystkie umowy mieszkaniowe brzmią podobnie, nie opłaca się ścigać ludzi o tak niskie kwoty, jest pan jakby o czynsz do przodu, a w ciągu miesiąca na pewno się ktoś znajdzie... ja powiedziałam? Być może, byłam się, zdaje, delikatnie podirytowana, wyglądali na solidnych... tak... tak... proszę się nie martwić... do widzenia!
Kolejny sms. Odczytała oba.
- Niech cię szlag!


czwartek, 30 kwietnia 2015

Daily lies

Na styku dwóch światów Gina zdejmowała maskę. Nie wyobrażała sobie przekraczać progu z twarzą stamtąd. Razem z inną nią znikały wszystkie wspomnienia. I tylko ptaki poznawały, kim jest naprawdę.
Najpierw, pozbywała się przyrostów. Tych członków Ciała, które wydobyła z siebie niechcący, tak jak niechcący przyczyniła się do ich stworzenia. Karmiła je pożywką, słodkimi słowami, buziakami, bo ktoś powiedział, że to jedyny sposób na pogodzenie się z ich istnieniem. Ale gdy tylko znikały, wymazywała je całkowicie z umysłu, a pozostały zapach wraz z całą resztą spłukiwała w toalecie i pod prysznicem.
Potem ubierała świeże ubrania, zakraplane odrobiną pewności siebie, o tanim zapachu wiosennych kwiatów. Odklejała z policzków bladość i cienie spod oczu. Ścierała opuchliznę. Zdzierała z biodra i ramienia bordowe siniaki. Przemykała jeszcze na boso przez korytarz, nasłuchując uważnie czy wszystko, co nieożywione, nie wydaje dźwięków im nieprzystających, a ożywione rytmicznie wyświstuje oddechy.

Przy wejściu do normalności zaskrzypiała klapka. Pamiętała o niej zawsze, więc skarciła stopę za niezdarność. Rytmiczność nie została zachwiana, mimo to chwyciła szybko buty, torebkę i płaszcz i dokończyła przebieranie za drzwiami. Wyprostowana – bo w końcu mogła – wzięła głęboki oddech. Powietrze pachniało kwiatami i wilgocią nocnego deszczu.